To, że Meksyk prekolumbijskimi ruinami stoi wie praktycznie każdy. Ale tak naprawdę ogrom i różnorodność tych zasobów daje do myślenia, dopiero, gdy podróżuje się po tym zachwycającym kraju. I chociaż większość turystów wypoczywających na Riviera Maya trafia do najbardziej, popularnego i spektakularnego (oraz najbardziej zatłoczonego) Chichén Itzá to w zasięgu ręki (i plaży) leży też warte odwiedzenia Tulum. Co więcej, można tam łatwo dotrzeć na własną rękę.

Oczywiście do rozmiarów tych naj nie ma co porównywać. Za to mamy tu coś wyjątkowego – ruiny Tulum to miasto położone na klifie, na samym wybrzeżu Morza Karaibskiego. Tu naprawdę przy odrobinie wyobraźni można zobaczyć hiszpańskie statki nadciągające do Nowego Świata i wszystko to, co się później wydarzyło…

Poza oczywistą wartością historyczną i kulturową strefy archeologicznej w Tulum jest tu jeszcze jedna atrakcja w postaci niewielkiej plaży. Dzięki temu w upalny dzień można zrobić sobie przerwę w zwiedzaniu i skorzystać z uroków turkusowych wód Morza Karaibskiego.

Niech Was nie zmylą zdjęcia – mimo upału oprócz nas był tam całkiem spory tłumek turystów. Po prostu instynkt fotografa każe kadrować tak, by pokazać tylko to, co ma być pokazane.

O ile bilety wstępu nie są szczególnie drogie, nie trzeba korzystać z płatnych przejazdów w ramach strefy archeologicznej, bo odległości nie są duże to najdroższej wychodzi tu… parking 😉

Więcej zdjęć z Meksyku znajdziecie tutaj: https://chasingrabbits.eu/category/meksyk/